Przyznajcie się do prywatyzacji

Poprawa funkcjonowania szpitali to tylko jeden element naprawy systemu opieki zdrowotnej w Polsce. Element, na którym w największym stopniu koncentrują się polityczne burze. A najwięcej zamieszania wywołuje kluczowe słowo padające w debatach o gospodarce publicznej: prywatyzacja.

Rząd zrobił właśnie pierwszy krok na ścieżce legislacyjnej ze swoimi projektami ustaw reformujących opiekę zdrowotną. Kluczową kwestią proponowanych przez minister zdrowia zmian jest uporządkowanie sytuacji finansowej zakładów opieki zdrowotnej. Forma organizacyjna, w której funkcjonowały dotąd, pozwalająca na zadłużanie się w nieskończoność, nie stwarzała w zasadzie żadnych bodźców do racjonalnego gospodarowania. Doprowadziło to wiele szpitali do milionowych długów. Akcje oddłużeniowe prowadzone przez kolejne rządy miały charakter demoralizujący – szpitale, których finanse były zdrowe nie zyskiwały na nich nic, te zaś które zadłużały się na potęgę dostawały nagrodę w postaci spłaty długów przez Skarb Państwa. Obecny projekt zmian zakłada jeszcze jedno – ostatnie – oddłużenie, z jednoczesnym nałożeniem odpowiedzialności na ZOZ-y za własne finanse. Drogą do tego ma być przymusowa ich komercjalizacja, pozwalająca także na prywatyzację.

Tymczasem zwrot „prywatyzacja szpitali” stał się w ostatnich miesiącach swego rodzaju fenomenem językowym. Gorącym kartoflem, podrzucanym przeciwnikom politycznym, by ich poparzyć. „Prywatyzacja szpitali” okazała się straszakiem takim, jak dwadzieścia lat temu „czarna wołga” krążąca po mieście i porywająca dzieci. Straszakiem jak się wydaje skutecznym, bo pacjenci przepytywani przez dziennikarzy z całą stanowczością twierdzą, że prywatyzacji nie chcą. Nie wiedząc nawet, że właśnie w prywatnym szpitalu się znajdują i leczeni są bezpłatnie.

Czy mamy się czego bać? Czy te zmiany rzeczywiście doprowadzą do tego, czym straszą ich przeciwnicy – że pewnego dnia, gdy będziemy musieli wezwać pogotowie, dyspozytor zapyta nas najpierw o numer karty kredytowej? Oczywiście, że nie. Finansowanie opieki zdrowotnej ma nadal być oparte na dotychczasowych zasadach – publiczny płatnik, publicznymi pieniędzmi płacić będzie prywatnym dostawcom usług, którzy od nas żadnych pieniędzy chcieć nie będą.

Wydaje mi się, że błędem popełnianym przez rząd jest nieprzyznawanie się do intencji prywatyzacyjnych. Chowając się za półsłówkami i nie mówiąc wprost, że chcą nareszcie uzdrowić gospodarkę finansową szpitali politycy odbierają sobie możliwość pokazania co zyskamy. A o tym co zyskać możemy przekonuje przykład szpitali powiatowych, które zostały skomercjalizowane (to aż 65 spośród 250 szpitali tego typu). Przestały przynosić straty, zaczęły płacić więcej personelowi i lepiej karmić pacjentów. Niestety ci pacjenci wciąż często nie wiedzą, że leczą się w szpitalu, który już dawno jest spółką.

dodaj do:  Wykop  Gwar  Del.icio.us  Digg  Linkr

Ten artykuł ma 2 komentarzy.

  1. No i tak po czasie wyszło, że nic z tego nie wyszło. Z resztą nie ma prawa wyjść. Po pierwsze większość procedur medycznych wyceniona jest na bardzo niskim poziomie i wykonywanie ich przynosi wymierne straty. Prywatne szpitale będę unikać takich zabiegów jak tylko się da. Po drugie istnieje coś takiego jak limity wykonywanych świadczeń. Prywatny szpital nie będzie leczył pacjentów jeśli wyczerpie limity (oczywiście podpisując umowę z NFZ zgadza się na to, że w nagłych wypadkach świadczenie należy udzielić ale nie bądźmy naiwni, jeśli przedsiębiorca będzie miał stracić to zrobi wszystko co tylko legalnie można zrobić aby był na plusie i nie będzie leczył za darmo). Po trzecie NFZ mając do wyboru tylko prywatne podmioty będzie miał problem kiedy na wykonywanie nierentownych zabiegów, lub takich, które szpital nie chce wykonywać nie zgłosi się żaden chętny a dla urzędasów nie ma nic gorszego niż to, że nie wykonali planu i nie zakontraktowali wszystkich usług. Państwowy szpital jest obligatoryjnie zobowiązany do podpisania wszystkiego co NFZ podrzuci pod nos dyrektorowi takiego szpitala. Więc sprawa jest prosta nie ma szans na poprawę. Minister i jego świta, dyrektor NFZ, urzędnik NFZ, prezydent miasta i bóg wie kto jeszcze z grona decyzyjnego nie jest za prywatyzacją (chociaż w mediach pokazują,że jest inaczej) ponieważ prywatyzacja szpitali zrodzi problemy. Będzie wtedy więcej roboty a zostanie mniej pieniędzy w tak zwanym systemie, a najgorsze jest to, że okaże się wtedy, iż król jest nagi i przy obecnym finansowaniu nie ma możliwości zapewnienia opieki zdrowotnej Polakom na takim poziomie jaki byśmy sobie życzyli.

  2. Błażej Łyszczarz napisał(a)

    Podwyższenie składki zdrowotnej zdaniem wielu jest konieczne. Wyższa składka to jednak mniej pieniędzy w naszej prywatnej kieszeni albo w budżecie (jeśli miałby on dofinansować większą część składki niż dotąd). Kto zdecyduje się na taki krok? Dotąd żaden rząd nie wyszedł w tym zakresie poza ustalenia sprzed dekady kiedy wprowadzono reformę. W sumie jednak trudno się dziwić jeśli imponujący wzrost środków publicznych na opiekę zdrowotną (w latach 2005-2008 to nominalny wzrost o 55 pproc!) został przez system wchłonięty, a realnych efektów brak. No chyba, że za istotny – i chyba jedyny tak jaskrawy – efekt uznać wyraźną poprawę płac lekarskich.

Skomentuj artykuł

Możesz używać następujących tagów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>