Archiwum wpisów: Grudzień 2006

Po prostu przedsiębiorczość

Grzegorz Cydejko napisał w swoim blogu:

[...] prof. Muhammad Yunus i założony przez niego Grameen Bank otrzymali Pokojową Nagrodę Nobla. Za pomysł i działalność mikropożyczkową, która milionom ludzi, głównie kobiet, dała szansę wyjścia z beznadziejnej nędzy. Socjał jakiś? Hippis? Feminista, może na chrześcijaństwo przeszedł?

Nie, ekonomista, który 30 lat temu pożyczył własne 27 dolarów kilkudziesięciu Banglijczykom na ich własne małe działalności gospodarcze. Nie rozdał, a pożyczył. Otrzymał zwrot tych pożyczek, z nich finansował następne. Skalkulowane tak, by były zwracane mimo braku zabezpieczeń, co oznaczało, że raczej udzielane kobietom, bo są bardziej odpowiedzialne w zarządzaniu finansami, niż faceci. Wyrachowany, choć nie działający dla akumulacji zysku na prywatnym koncie w Szwajcarii czy Delaware.

Yunus to pod wieloma względami klasyczny przykład liberalizmu w działaniu. Nieskrępowana wolność umysłu i woli zmiany rzeczywistości poprzez działanie kapitału. Przedsiębiorczość wspierająca przedsiębiorczość. Nie jakiś tam margines biznesu, a prawdziwie ekscytująca twórczość biznesowa tam, gdzie jeszcze za wcześnie na biznesplan i studium wykonalności projektu.

Zachęcam do przeczytania całego wpisu w cytowanym blogu, jak również do zapoznania się z ciekawymi komentarzami zamieszczonymi poniżej. Dyskusja o ludzkiej twarzy liberalizmu ekonomicznego jest stale obecna w historii myśli ekonomicznej. Szkoda tylko, że w Polsce w debacie politycznej określenia “liberał” zaczęto używać jako obelgi. Na pewno nie sprzyja to rzetelnej dyskusji o gospodarce wolnorynkowej.

Globalne ocieplenie jest dobre… dla Rosji

Wydawać by się mogło, że w kwestii globalnego ocieplenia wszyscy są zgodni: nie jest to dobra perspektywa dla naszej planety. Okazuje się jednak, że w tej sprawie (podobnie jak w większości innych) są zwycięzcy i przegrani. A w tym wypadku mowa o beneficjencie nie byle jakim. The Economist wskazuje, że bardzo duże korzyści (także, a może nawet przede wszystkim, ekonomiczne) ze zmiany klimatu uzyskać może Rosja.

Cóż… kolejny dowód na to, że w ekonomii nie ma miejsca na obiektywne wartościowanie. O ile taka konstrukcja myślowa w ogóle istnieje ;-)

Konsument doinformowany

Financial Times opublikował artykuł o wpływie internetu na znane marki sieciowe: McDonalds, Starbucks itp. (tytuł oryginalny: People’s web takes on the big brands, tytuł polskiego tłumaczenia: Wielkie marki mogą zaplątać się w sieci). Główna teza publikacji jest taka, że klienci będą rezygnować z usług markowych sieci na rzecz ich konkurentów, których siłą nie będzie marka, ale dobre recenzje w internetowych przewodnikach. Ponieważ wielkie sieci również będą nieustannie oceniane, a oceny będą dostępne publicznie na całym świecie, będą zmuszone do większego wysiłku w celu zdobycia klienta.

O ile zgadzam się ze szczegółowymi spostrzeżeniami autora artykułu, o tyle nie mogę się zgodzić z wyciąganymi wnioskami. Przede wszystkim problem można rozłożyć na kilka osobnych elementów. Z jednej strony mamy rolę marki i jej znaczenie dla konsumentów. Z drugiej strony pojawia się kwestia dostępu konsumentów do informacji o produktach i markach. Wpływ internetu na zachowania konsumentów można uznać za element kolejny.

Jedną z podstawowych funkcji marki jest przywiązanie klienta do pewnego określonego poziomu jakości usług czy parametrów produktów. Powracający klient ufa marce. Marka zastępuje mu konieczność sprawdzania, porównywania, dowiadywania się. Tym bardziej, że najczęściej klient nie ma pełnego dostępu do informacji o dobrach substytucyjnych. Internet odgrywa rolę przede wszystkim w zakresie zwiększania ilości informacji dostępnych konsumentom. Niesie to oczywiście ryzyko zerwania z przyzwyczajeniem do marki: analiza recenzji innych użytkowników, parametrów technicznych i porównanie z produktami konkurencji może powodować, że konsument kupi telewizor firmy X, ale uzna, że odtwarzacz DVD lepszy będzie firmy Y, a głośniki producenta Z. Problem tkwi w tym, że wzrost liczby informacji rynkowych pomaga klientom tylko do pewnego poziomu, powyżej którego zaczyna się chaos informacyjny, który może spowodować… powrót do marki. Marki dającej konsumentowi pewność i zwalniającej z szukania, analizowania, podejmowania decyzji.

Internet utrudnia zatem niewątpliwie życie właścicielom wartościowych marek, bo zwiększa dostęp do informacji o ciekawych, ale małych konkurentach. Nie należy jednak przedwcześnie ogłaszać śmierci marki. Im bardziej gospodarka światowa opiera się na informacji, tym większa może być rola treści, jakie niesie za sobą marka.

Krzywa Laffera

Notatki prasowe na temat pozytywnego wpływu obniżek podatku CIT na sytuację gospodarczą są w zasadzie zawsze pełne truizmów: przedsiębiorcy lubią niskie podatki, niskie podatki przyciągają inwestycje, małe obciążenia fiskalne sprzyjają rozwojowi firm i zwiększeniu liczby miejsc pracy itd. Analiza optymalnej wysokości podatków w gospodarce ma jednak szerokie tło naukowe, do którego warto sięgnąć dyskutując o reformie podatkowej.

Jedną z koncepcji teoretycznych mówiących o podatkach jest tzw. krzywa Laffera. Arthur B. Laffer (twierdząc, że nie odkrył nic nowego, tylko powtarza spostrzeżenia znane już w XIV wieku) upowszechnił ją w latach 70. XX wieku. Krzywa ta obrazuje zależność wielkości wpływów podatkowych od wysokości podatku. Okazuje się, że wpływy podatkowe rosną wraz ze wzrostem podatków tylko do pewnego momentu. Nałożenie zbyt wysokich podatków powoduje jednak spadek przychodów budżetowych. Dlaczego? Bo poziom obciążeń fiskalnych wpływa na gospodarkę, firmy i obywateli. Pewien poziom podatków są w stanie zaakceptować, ale jak jest ich zbyt dużo to mniej pracują legalnie, ukrywają dochody, tracą motywację, więc w konsekwencji państwo zarabia mniej.

Laffer opisuje swój model jako przejaw wspólnego występowania efektu arytmetycznego i ekonomicznego wzrostu podatków. Efekt arytmetyczny to prosta zależność matematyczna: im podatek wyższy procentowo przy stałej podstawie opodatkowania tym wyższe wpływy (podatek kwotowo). Efekt ekonomiczny to wpływ, jaki wysokość podatku wywiera na gospodarkę, czyli w uproszczeniu na wspomnianą podstawę opodatkowania. Im wyższe podatki, tym wpływ ten bardziej negatywny.

Krzywa Laffera to oczywiście tylko model. Ma wiele zalet, ale można go również krytykować. Tym niemniej trudno odmówić jego autorowi prawdziwości spostrzeżeń. Zadziwiające jest jednak, jak mało z przedstawionej koncepcji przedostaje się do świata polityki. Odnieść można wrażenie, że w decyzjach dotyczących podatków ministrowie finansów bardzo często zatrzymują się na zależności arytmetycznej, o której pisze Laffer. Niskie podatki, niskie wpływy do budżetu. Wysokie podatki, wysokie wpływy. To bardzo asekuracyjne a na dodatek błędne podejście, które niewiele ma wspólnego z ekonomią.