Wpisy ze słowem kluczowym: konsument

Siła marki

Z badania BAV (BrandAsset Valuator™) wynika, że najsilniejsze obecnie wśród Polaków marki to:

  1. Polska (jako kraj),
  2. Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy,
  3. Nokia,
  4. Danone,
  5. Polsat,
  6. Wedel.

Co oznacza siła marki w tym badaniu? BAV opiera się na 4 kategoriach (filarach), które ostatecznie decydują o sile marki:

  • wyróżnialność (differentiation) – co różni jedną markę od innych,
  • zapotrzebowanie (relevance) – stopień, w jakim marka odpowiada potrzebom konsumentów,
  • szacunek (esteem) – jakość, reputacja i zaufanie do marki,
  • wiedza (knowledge) – skumulowane doświadczenia konsumentów z marką.

→ czytaj dalej

O bankach, kredytach, tytułach i szczegółach

Gazeta Prawna opublikowała tekst pod tytułem: “Unia chce karać za spłatę kredytu przed terminem“. Jaki przekaz kryje się za takim tytułem? Wcześniejsza spłata kredytu jest zjawiskiem negatywnym i niepożądanym. Nie należy spłacać kredytów przed terminem. Dlatego Unia Europejska postanowiła walczyć z tym procederem. I będzie karać kredytobiorców za takie zachowania.

A to wszystko bzdura. Wystarczy przeczytać cały tekst, żeby zauważyć, że tytuł ma się nijak do treści artykułu i do projektu dyrektywy przyjętego przez Parlament Europejski.

Po pierwsze, nie ma mowy o żadnych karach. Po prostu usankcjonowana ma zostać możliwość pobierania przez banki opłat za wcześniejszą spłatę kredytu. Ale projekt zawiera limit. Banki nie będą mogły żądać więcej niż określono w projekcie. A czy ostatecznie będą pobierały opłaty? To się okaże dopiero w praktyce. Projekt nie nakazuje pobierania opłat przez kredytodawców, ani nie nakłada kar na kredytobiorców. O tym, czy opłaty będą i na jakim poziomie zadecyduje ostatecznie konkurencja na rynku.

Po drugie, opłaty za wcześniejszą spłatę kredytu mają dotyczyć tylko kredytów o stałym oprocentowaniu. W Polsce ten rodzaj kredytów nie cieszy się dużą popularnością klientów banków.

    Drodzy dziennikarze i redaktorzy: więcej umiaru i precyzji!

    PS. Powoli zaczynam rozumieć, dlaczego Brad DeLong na swoim blogu prowadzi cykl wpisów mających zawsze ten sam tytuł: Why Oh Why Can’t We Have a Better Press Corps?

    W poszukiwaniu taniego życia

    Dziennik donosi, że Warszawa nie jest już najdroższym polskim miastem.

    Gazeta opiera się na publikacji GUSu pt. Miasta wojewódzkie – podstawowe dane statystyczne. Zawiera ona nie tylko dane o cenach detalicznych, ale również wiele informacji na temat innych aspektów jakości życia w poszczególnych miastach np. dane o bezrobociu, przestępczości, kolizjach drogowych, kulturze, szkolnictwie.

    Czy uprawniona jest tak zdecydowana opinia Dziennika, że Warszawa nie jest już najdroższa? To zależy. Podstawą takiego wniosku nie może być jednak analiza kilku pozycji z długiej tabeli, w której podano nie tylko ceny ale również ich zmianę w ciągu roku (o tym Dziennik nie wspomina). To, że olej, cukier i czekolada są w Warszawie tańsze niż we Wrocławiu jeszcze nic nie znaczy. Bardzo łatwo znaleźć przykłady odwrotne: herbatę, jaja, masło. Dlatego na potrzeby sensownej analizy trzeba skonstruować modelowy koszyk różnych dóbr odpowiadający temu, co i w jakich proporcjach kupują najczęściej konsumenci. Dopiero jego wycena mogłaby dać odpowiedź, gdzie żyje się taniej. Oczywiście bardzo duży wpływ na wynik będzie miał skład tego koszyka. Nie zapominajmy również, że GUS podaje ceny przeciętne, a w każdym z miast można żyć zarówno drogo, jak i tanio.

    Drugie najlepsze rozwiązanie

    Przy okazji dyskusji, jaką wywołało uwolnienie cen prądu, warto przypomnieć teorię drugiego najlepszego rozwiązania (theory of the second best). Teoria ta (w skrócie) mówi o tym, że w sytuacji gdy nie wszystkie elementy segmenty rynku są wolne liberalizacja jednego z nich wcale może nie być dobrym rozwiązaniem. Uwolnienie tylko jednego segmentu rynku może nie dać oczekiwanych skutków, bo efektywność takiego działania zostanie zaburzona przez brak liberalizacji w innych segmentach. Wniosek wcale nie musi być taki, że należy objąć liberalizacją wszystkie elementy (choć czasem jest to porządane). Drugim najlepszym rozwiązaniem może być pozostawienie regulacji państwowych w wybranym sektorze.

    Ogólna konkluzja może być następująca: albo liberalizować jak najwięcej albo nie liberalizować niczego. Mieszane podejście nie jest dobre dla rynku. Wystarczy popatrzeć na rynek telekomunikacyjny, gdzie liberalizacja następuje etapami. W pierwszych jej fazach klienci nie odczuwali poprawy, bo uwolniony był tylko fragment rynku (część usług) a monopolista wykorzystywał swoją przewagę w innych obszarach, aby uniemożliwiać konkurencji działanie w obszarze zliberalizowanym. W przypadku energii elektrycznej będzie podobnie, dopóki nie zostanie uwolniony przesył, dystrybucja i inne elementy systemu.

    Rok bez chińszczyzny

    A Year Without ‘Made in China’Super Express testował swego czasu, czy poseł jest w stanie przeżyć miesiąc za 500 PLN. Każdego dnia wiele osób na świecie próbuje jak to jest, kiedy odmawia się sobie słodyczy, mięsa, pieczywa w ramach różnego rodzaju diet. Tymczasem pewna amerykańska rodzina sprawdziła, czy uda się przeżyć rok bez… produktów produkowanych w Chinach. Zapis tego specyficznego testu został wydany w postaci książki.

    Na pewno nie było łatwo. Pomijając kwestię ilości chińskich produktów na rynku, problemem jest sam fakt unikania. Żeby zrezygnować z chińskich towarów trzeba przede wszystkim wiedzieć, które z nich są tam produkowane…

    Konsument doinformowany

    Financial Times opublikował artykuł o wpływie internetu na znane marki sieciowe: McDonalds, Starbucks itp. (tytuł oryginalny: People’s web takes on the big brands, tytuł polskiego tłumaczenia: Wielkie marki mogą zaplątać się w sieci). Główna teza publikacji jest taka, że klienci będą rezygnować z usług markowych sieci na rzecz ich konkurentów, których siłą nie będzie marka, ale dobre recenzje w internetowych przewodnikach. Ponieważ wielkie sieci również będą nieustannie oceniane, a oceny będą dostępne publicznie na całym świecie, będą zmuszone do większego wysiłku w celu zdobycia klienta.

    O ile zgadzam się ze szczegółowymi spostrzeżeniami autora artykułu, o tyle nie mogę się zgodzić z wyciąganymi wnioskami. Przede wszystkim problem można rozłożyć na kilka osobnych elementów. Z jednej strony mamy rolę marki i jej znaczenie dla konsumentów. Z drugiej strony pojawia się kwestia dostępu konsumentów do informacji o produktach i markach. Wpływ internetu na zachowania konsumentów można uznać za element kolejny.

    Jedną z podstawowych funkcji marki jest przywiązanie klienta do pewnego określonego poziomu jakości usług czy parametrów produktów. Powracający klient ufa marce. Marka zastępuje mu konieczność sprawdzania, porównywania, dowiadywania się. Tym bardziej, że najczęściej klient nie ma pełnego dostępu do informacji o dobrach substytucyjnych. Internet odgrywa rolę przede wszystkim w zakresie zwiększania ilości informacji dostępnych konsumentom. Niesie to oczywiście ryzyko zerwania z przyzwyczajeniem do marki: analiza recenzji innych użytkowników, parametrów technicznych i porównanie z produktami konkurencji może powodować, że konsument kupi telewizor firmy X, ale uzna, że odtwarzacz DVD lepszy będzie firmy Y, a głośniki producenta Z. Problem tkwi w tym, że wzrost liczby informacji rynkowych pomaga klientom tylko do pewnego poziomu, powyżej którego zaczyna się chaos informacyjny, który może spowodować… powrót do marki. Marki dającej konsumentowi pewność i zwalniającej z szukania, analizowania, podejmowania decyzji.

    Internet utrudnia zatem niewątpliwie życie właścicielom wartościowych marek, bo zwiększa dostęp do informacji o ciekawych, ale małych konkurentach. Nie należy jednak przedwcześnie ogłaszać śmierci marki. Im bardziej gospodarka światowa opiera się na informacji, tym większa może być rola treści, jakie niesie za sobą marka.