Wpisy ze słowem kluczowym: dotacje

Ekonomia jak bajka

Maciej Rybiński, W świecie bajki, felieton w dzisiejszym Dzienniku:

Ekonomia jest jedyną dziedziną nauki, która nigdzie, w żadnym kraju świata nie jest przedmiotem szkolnym. Być może jest to powodem, dla którego przeciętny człowiek uważa ekonomię za rodzaj wiedzy tajemnej, a ekonomistów za szamanów.

Tymczasem ekonomię praktyczną uprawia na co dzień każdy, kto zarabia pieniądze i podejmuje decyzje o sposobach ich wydatkowania. Każda gospodyni domowa jest ministrem finansów, a każdy właściciel warsztatu dyrektorem finansowym koncernu. Różnica jest tylko w skali. Minister może doprowadzić do ruiny państwo, gospodyni domowa tylko rodzinę.

(…) całą ekonomię można wyłożyć w formie dla wszystkich zrozumiałej. Na przykład w formie bajki. Bardzo wiele znanych bajek jest zresztą poświęconych ekonomii.

(…) Językiem bajki można łatwo streścić całą ekonomię w kilkunastu zaledwie wierszach: Za górami, za lasami, za siedmioma dolina[mi] było sobie przed wiekami królestwo nawiedzone kryzysem, bezrobociem, inflacją i destabilizacją. Oświecony król wezwał zatem przed swe oblicze wszystkich ekonomistów i nakazał im spisanie całej ekonomicznej wiedzy. Mędrcy pracowali w pocie czoła przez cały rok i po 12 miesiącach przedstawili monarsze 40 grubych tomów in folio. Zagniewany król kazał ściąć połowę ekonomistów, a pozostałym polecił skrócić dzieło. I znów mędrcy pracowali przez cały rok, aby na koniec zaprezentować majestatowi 20 tomów in quatro. I znowu poirytowany król kazał ściąć połowę uczonych, a pozostałym polecił dokonanie skrótów. I tak to trwało latami, aż pozostał jeden tylko mędrzec i jeden skromny tomik. Mędrzec padł przed Majestatem na kolana i przyciskając książkę do piersi, rzekł:
- Najjaśniejszy Panie, streszczę Waszej Królewskiej Mości całą ekonomię w dwóch zdaniach. Nie istnieje nic takiego, jak obiad za darmo. Zawsze ktoś musi za posiłek zapłacić.

Otóż to. Ktoś zawsze płaci, a do osobliwości naszych czasów należy fakt, że coraz częściej nie ten, kto objad zjada. Najdroższe są jednak cudze głodówki.

O dotowaniu produkcji rolnej

Aktualny tygodnik Wprost (23/2007, 10.06.2007) politycznie niepoprawnie o dotowaniu produkcji żywności:

Które produkty – jeżeli w ogóle – należy dotować: te, których jest mało, czy te, których jest nadmiar? Świat najwięcej pieniędzy wydaje na dotowanie produkcji żywności, której w skali świata jest nadmiar. Dotowanie rolnictwa przez największych i najbogatszych sprawia, że kraje Trzeciego Świata nie powiększają produkcji, bowiem napotyka ona na barierę popytową. O tym, że jest to nonsens, wiedzą wszyscy. A Światowa Organizacja Handlu udaje, że namawia wszystkich do zniesienia subwencji, zaś reprezentujący UE komisarz ds. handlu Peter Mandelson udaje, że jest za. Milczy w tej sprawie Polska. A szkoda, bo koszty produkcji żywności są u nas znacznie niższe niż na Zachodzie, możliwości wzrostu produkcji duże, a jakość – porównywalna. Na liberalizacji rynku Polska więc by zyskała.

Niezbyt głęboka to analiza, ale temat ważny i należą się brawa za odwagę. Tylko z wnioskami proszę ostrożniej. Zyski z liberalizacji rynku dla producentów (bo o to chyba chodziło autorowi tej notki) są potencjalne. Tak samo jak możliwości wzrostu i niskie koszty wytwarzania (z czym można polemizować). Żeby skorzystać na wolnej konkurencji trzeba być konkurencyjnym, czyli lepszym od konkurentów. Niestety, aktualna sytuacja na rynku produkcji rolnej w Polsce raczej nie motywuje do intensywnych zmian. Ciekawe, ile środków z unijnych funduszy na rolnictwo zostanie przeznaczonych na faktyczne inwestycje, a ile umożliwi po prostu przetrwanie producentom nieefektywnym…